Bardzo aktualna w tym czasie i na tej szerokości geograficznej notka synafii z przewrotną puentą. Polecam serdecznie.
Zima nie odpuszcza. Życie nie odpuszcza. Funkcjonujemy w trybie wysoce awaryjnym. Małżonek w dzień jeździ na zdjęcia lub opiekuje się Giganną, noce zaś spędza w studiu na udźwiękawianiu programu. Kiedy śpi? Tego nie wiem. Twierdzi, że czasem udaje mu się złapać godzinę snu. Lub może to ona, ta giodzina, łapie jego, znienacka, gdzieś w środku nocy na montażu.
Tymczasem ja opiekuję się dziećmi, pracuję, sprzątam, gotuję, piorę, prasuję, czytam książeczki, kołysanki śpiewuję – wszystko to w poczuciu znajdowania się w grubej warstwie waty szklanej, cuchnącej moim własnym potem, zmęczeniem i lękiem. Tęsknię za moim mężem bardzo i tęsknię za słońcem. I za snem.
W ramach poprawiania sobie nastroju wybrałam się z dziećmi do biblioteki, po kolejny tomik „Basi” i po jakiejś odpowiednie do sytuacji czytadło dla mnie – coś o kobietach, które nie śpią nocami, bo odprysnął im lakier na paznokciach, a nowy Vogue z prenumeraty miał zagięty róg na stronie 48. Albo coś o hrabiankach zdradzających platonicznie swoich gburowatych i cudzołożnych mężów, podkochujących się w miejscowym proboszczu, wzdychających romantycznie w altance podczas polerowania sobie paznokci skórką od chleba.
No ale. Nie było nic o hrabiankach ani o Annie Wintour. Wyszłam więc z biblioteki dzierżąc książkę pt. „Wespazjan. Kat Rzymu”.
Good luck for me!
A ja z przyjemnoscia wrocilam do pracy po swietach. Wynudzilam sie, przeczytalam pare ksiazek, obejrzalam caly sezon ulubionego serialu. Snieg i wiatr odstarszyl dzieciaki od spacerow. Dobzre, ze juz po swietach. Wiosno przychodz!
OdpowiedzUsuń