Trwają wakacje, urlopy, wczasy, a my przygotowujemy trzeci tom "Macierzyństwa bez lukru". Takie jesteśmy pracowite!
A Was zapraszamy do lektury notki z bloga smoczkiem-po-lapkach.blog.pl. Co oddałaby Moe za dzień bez dzieci? A co Ty oddałabyś, droga Czytelniczko-Matko?
Królestwo za dzień bez dzieci… – pomrukiwałam pod nosem, pospiesznie chrupiąc chipsy i popijając je (jeszcze pospieszniej) którąś tam z kolei kawą. Dziewczyny nie spały. Ela zawzięcie ćwiczyła pełz w salonie, Wiki leżakowała w sypialni. W myśl zasady „Co z oczu, to z serca”, zdezerterowałam przed córkami do kuchni.
Królestwo. Co prawda sama żadnym nie dysponuję, ale Wiktoria i Elżbieta ponoć jakieś tam zubożałe imperium jeszcze mają, więc pozwolę sobie rozporządzać majątkiem dzieci.
Królestwo. Za jeden dzień. Nawet nie cały – ot, trzynaście godzin – marzyłam. Jak bym go spędziła? Najpierw niespieszna kąpiel, piling, maseczka, odżywka na włosy… O tak, kąpiel przy świecach. I cichej muzyce. I jeszcze w płatkach róż lub jak Kleopatra, w mleku… Brrr! Nie, nie, nie, w żadnym mleku. Akurat mleka to mam powyżej uszu. Więc w tych różach. Choć w sumie to najpierw tyle szykowania, a po wszystkim trzeba te płatki z wanny wygrzebywać.. Szkoda czasu. Mam tylko 13 godzin!
Więc może tak: kanapa w salonie, zamawiana pizza (śniadanie), potem zamawiana chińszczyzna (obiad), a na koniec zamawiane pierogi (kolacja). W tle szósty sezon Losta, oglądany metodą taśmową.
Albo intelektualnie – cały dzień z książką, czytaną od deski do deski, a nie od trzeciego do siódmego wyrazu w pierwszym zdaniu…
Z całą pewnością wiem, czego w tym dniu bym nie robiła. Nie wyszłabym na żaden rower, bo niekończące się spacery zabiły we mnie pasję aktywnego spędzania wolnego czasu. Nie włóczyłabym się po centrum handlowym, bo każdego dnia robię jakieś tam zakupy i cały ten codzienny kapitalizm nieco mi wychodzi bokiem. Nie zmywałabym naczyń, nie szykowała posiłków, nie myła butelek, ba, nawet do kuchni bym nie weszła. Nie dotykała pralki, misek do namaczania łachów, szczoty do zamiatania naniesionego w małych bucikach piasku, nie myła pięćset trzydzieści sześć razy rąk (bo przed karmieniem, po zmianie pampka, po czyszczeniu noska i przed robieniem kaszki)…
Myślałam więc o tym wszystkim dość pospiesznie, podjadając, dość pospiesznie, te chipsy i popijając je, jeszcze pospieszniej, tą którąś tam z kolei kawusią. Gdy dojadłam i dopiłam, postanowiłam zajrzeć do dzieci. Bo coś dziwnie cicho u nich…
Już na progu sypialni dopadła mnie i przydusiła woń niezbitych dowodów przemiany materii starszej córuchny. Rozprawiłam się z tą gównianą sublimacją i pognałam do salonu. Ela właśnie rozsmarowywała na rękawach bodziaka ulany deser jagodowy.
Wlasnie dzisiaj sie nad tym zastanawialam co bym robila jakbym dostala dzien wolny od dzieci :-)? Stwierdzilam,ze dzien to za malo a tygodnia bym bez nich nie wytrzmala!!! I jak tu sobie dogodzic? Chyba dalej pijac ta kawe w pospiechu,w ukryciu delektowac sie czekoladka,w biegu korzystac z toalety,na raty malowac paznokietki u nog i takie tam inne mniej i bardziej przyziemne sprawy ;-)
OdpowiedzUsuńCierpliwie czekam na ten dzień. Dzieci dorosną, więc kiedyś nastanie. Wtedy pewnie zatęsknię za tym co mam teraz :)
OdpowiedzUsuńCzasem marzę o dniu tylko dla siebie, ale jak już mi się uda na trochę z domu wyrwać to po 3 godzinach wracam stęskniona jakby tydzień minął ;-)
OdpowiedzUsuńDzień bez Szymona. Hmm... Chyba wiele by się nie różnił od dnia z Szymonem, przy założeniu, że byłaby to sobota. Pobudka rano, może trochę później, niż zwykle, obok Mamy Sz. Wiadomości na tvn24, jakieś śniadanie, powolne i nieśpieszne zebranie się "do życia". Potem wyjazd do jednych, albo drugich dziadków, przy czym jeśli Szymon byłby u moich rodziców, to pewnie po drodze wizyta z Centrum Handlowym - dla spokojnego pooglądania bez ciągłej negocjacji, by Szymon został w wózku. A potem po niego i do domu. Ot, całkowicie przeciętnie. Ale spokojnie i w pełni regenerująco. Chyba każdy rodzic potrzebuje czasem takiego dnia bez dziecka. Dla odreagowania i zachowania zdrowia psychicznego ;).
OdpowiedzUsuńNie chcę takiego dnia, te chwile są takie ulotne. Jak dzieci dorosną to odpocznę... jeszcze nie wiem jak, ale na pewno.
OdpowiedzUsuńHaha, ja też tak czytuję książki:) Na ogół w łazience, mówię, że idę siku, albo umyć zęby i siedzę tak długo, aż mąż przyłapie mnie schowaną za pralką z książką w ręku.. Ale tak potrafię nawet stronę przeczytać! A na Dzień Matki jak dostałam dzień dla siebie, to zamiast szaleć, kąpać się, czy nie wiadomo co, to robiłam, to co zwykle... Piekłam tort, tym razem dla siebie.
OdpowiedzUsuńZrobiliśmy sobie z mężem taki dzień bez dzieci-przez większość czasu zastanawialiśmy się, co nasze bąbelki aktualnie robią, czy babcia sobie radzi, czy nie tęsknią, nie płaczą, nie biją się... To nie tak prosto wrócić (choćby na chwilę) do życia SPRZED dzieci :)
OdpowiedzUsuńOd jakiegos czasu marze o kilku godzinach tylko dla siebie...moze kiedys to nastapi jak moj maz bedzie mial wolny dzien i zajmie sie nasza corka .Ja wstala bym pozniej niz zykle,wypila jeszcze ciepla kawe,zjadla powoli sniadanie,a jeszcze pozniej poszla na spotkanie ze znajomymi:)
OdpowiedzUsuń