Dziś mamy dla Was kilka scenek rodzinnych spisanych przez Asię, blogującą na moje-waterloo.blog.pl.
Donoszę uprzejmie, że ze względu na liczne problemy czasowo-przestrzenne Potomstwo było częstym gościem, a rzec by nawet można - domownikiem, u swoich dziadków, których bardzo kocha i do których ma ogromne zaufanie. Było do tego przyzwyczajone, albowiem jej urocza matka przez lata żyła w napięciu i nieustannej gonitwie.
Potomstwo miało zawsze zacięcie sceniczne, które potrafiło wykorzystywać w najmniej oczekiwanych momentach. Pewnego dnia zostało jak zwykle przywiezione rano do gościnnego domu dziadków, a oni czekali już na progu, gotowi zasypać swoją ukochaną wnuczkę pieszczotami oraz przeróżnej maści atrakcjami. Potomstwo jednak czuwało! Dramatycznie wczepiło się w matczyną spódnicę, osunęło się na podłogę i wśród łkań teatralnie wypomniało:
- Porzucasz dziecko u OBCYCH ludzi!!!
***
Donoszę uprzejmie, że Potomstwo miało zwyczaj rosnąć w najbardziej nieoczekiwanych momentach i to w dodatku skokowo. Dość powiedzieć, że spodnie, które nosiła z powodzeniem jeszcze parę dni wcześniej, wcale nie musiały pasować na Nią parę dni później. Było to przyczyną nieustannych utrapień matki tej uroczej istotki, czyli moich, gdyż, jak zapewne wszyscy wiedzą, ciagle jeszcze nie udało mi się wychodować drzewka pieniążkowego. W związku z tym bezecnym procederem, od czasu do czasu, tyleż systematycznie, co bezowocnie, urządzałam Potomstwu awantury z wykrzykiwaniem pod Jej adresem niepochlebnych uwag i rozpaczliwym wprost naciąganiem gacisków na jej długachne odnóża. Zaznaczam w tym miejscu, że ani jedno, ani drugie nie przynosiło pożądanych efektów. Taka właśnie scena zdarzyła nam się pewnego poranka.
Osoby:
ja, miotająca się w rozpaczy, bo spodnie znowu za krótkie,
Potomstwo, nieprzejawiające żadnej skruchy,
Szef Stadła, znoszący to wszystko z nadspodziewaną cierpliwością.
Czas akcji: 6.25 (dawno powinnyśmy być gotowe).
Miejsce akcji: pokój Potomstwa.
Wygłaszam swój niepochlebny elaborat, podkreślając go licznymi nerwowymi ruchami wszelkiej maści kończyn. Potomstwo wysłuchuje go z zaiste niespotykanym u niej skupieniem. Kiedy kończę, jednym płynnym ruchem odwraca się do Szefa i podsumowuje:
- Nienormalna, nie?
***
- Kiedy mieszkałyśmy na Brzozowej - peroruje Potomstwo wieczorową porą, apetycznie zwinięte na fotelu pod kocysiem - nie chodziłam w nocy sikać, bo się bałam potwora spod łóżka.
Zrywam się z fotela naprzeciwko i lecę przytulać.
- Nic nie wiedziałam - łkam dramatycznie w kocyś.
- O sikaniu?
- O potworze spod łóżka. Mam wyrzuty sumienia.
- No co ty! Nie powiedziałam ci.
- No właśnie!!!
I tak to po latach człowiek się dowiaduje, że ma dwóję z macierzyństwa.
Nie wiedziałam nawet, że mieszkamy z potworem. A gdyby złapał mnie za nogę???
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz