Dzieci przez wieczność są malutkie i bezradne, matce wydaje się, że już zawsze będą pieluchy i zupki i uważaj! nie dotykaj! nie wolno!, i pobudki w nocy i zaczynanie dnia o 5.00 i już nigdy, już zawsze... A potem nagle okazuje się, że maleństwo ma rozmiar stopy jak matka i na każdy temat własne zdanie. A my osłupiałe pytamy: Kiedy? Kiedy to się stało?! Galvena, autorka bloga Zapiski na marginesie dzieli się przemyśleniami na temat dorastania córeczki.
Ostatnio nachodzą mnie liczne wspomnienia z czasów „maleńkości” Emki… Wiem,że mamy aktualnych niemowlaków, czy dwulatków marzą o chwili, kiedy potomek będzie na tyle dorosły, by ruszyć do wszelkiego rodzaju placówek edukacyjnych, dając rodzicielkom poczucie chwilowej wolności, braku uwiązania i konieczności podporządkowywania calutkiego dnia pod potrzeby malucha. A jakby to pięknie było, gdyby ten, wrzeszczący i domagający się ciągłej uwagi, owoc miłości poszedł sam do swojego pokoju, wyjął zabawki i zamknął drzwi, informując, że teraz to będzie się bawił SAM…
Pamiętam dobrze, że też o tym marzyłam, by już nie biegać zgięta w krzyżu za Emką, nie wsadzać na huśtawkę, nie kupować kamyków i liści, udających sałatę, o tym, by w parku, czy na placu zabaw usiąść na ławce z książką i tyko zerkać co chwilę, gdzie też moje dziecię aktualnie spędza czas…
Tak, tak… Okazuje się, że marzenia spełniają się szybciej, niż się nam zdaje…Emka sama już od dawna sobie czyta (w zasadzie połyka te książki w tempie błyskawicy), sama potrafi wyjąć jogurt i drożdżówkę, sama ( przy zamkniętych drzwiach swojego pokoju) bawi się lalkami, kucykami, pet-shopami, czy innymi gadżetami…sama bierze prysznic, sama decyduje, czy założy sukienkę, czy dżinsy; sama czasem wyrzuca śmieci… Od kilku dni sama zaściela swoje łózko.
A więc, mam to wszystko o czym marzyłam kilka lat temu… Ale też mam inne rzeczy, otrzymane gratis wraz z dorastaniem dziecka…
Dostałam m.in. :
- bunt i kłótnie o porę i miejsce odrabiania lekcji,
- awanturę o to czy już jest pora na kąpiel
- obrazę boską o to, że już czas zgasić światło
- dąsy o poranne wstawanie, zazwyczaj zakończone moim krzykiem „Jazda do łazienki!!!” (a chwilę temu marzyłam , by pospała chociaż do siódmej…)
- fochy jedzeniowe pt. „nie zjem, bo to ma żyłę/tłuszcz/czerwoną kropkę/pieprz”
- foch jedzeniowy ostateczny „ nie będę jadła mięsa – jestem wegetarianką…”(moje prośby, groźby i tłumaczenia mają efekt mizerny…- koleżanka ze świetlicy jest wegetarianką całe życie i żyje nadal)
- samostanowienie o stylizacji (córeczko, załóż na wycieczkę kombinezon… - mówi mama – weź się, mamo… będę głupio wyglądać- odpowiada córeczka )
- stanowcze prośby o nie robienie obciachu (gdy wracamy ze szkoły, to nie pozwala trzymać się za rączkę oraz nie ma już powitalnych buziaków, gdy z klasą idą na wycieczkę, a ja z troską przypominam, żeby dobrze założyła szalik i czapkę to wzrusza ramionami (mamo, wiem, przecież nie jetem małym dzieckiem…)
- groźby (niekaralne), gdy coś córeczce kochanej nie pasuje (”wyprowadzę się do babci, zobaczysz…”)
- olewanie informacji, że obiad jest na stole
- kilkunastominutowe dylematy bieliźniane w porannym niedoczasie („nie założę majtek z króliczkiem, bo mam dziś WF!!!”)
- ogólne fochy, dąsy, obrażania oraz niewłaściwy ton, w trudnej do przewidzenia sytuacji…
I czasami, gdy Emka siedzi w swoim pokoju, czytając komiks lub notując coś ważnego w zamykanym na kluczyk pamiętniku, ja po cichutku tęsknię do pulchnych paluszków, do zasypianiu tam, gdzie popadnie, do dreptania każdej nocy do naszego łóżka, do prawdziwego strachu przed czarownicą, do naszego spania w jednym łóżku, do noszenia na rękach, do pierwszych ząbków, do przekręcanych słów, do pierwszych, nieporadnych kroków na sztywnych nóżkach, do pierwszego bezzębnego uśmiechu, a nawet do nieprzespanych nocy (z czasem wydaje się,że w ogóle ich nie było…)
Dlatego chwilo trwaj, a ty moja wspaniała i niemalutka już córeczko nie dorastaj za szybko….
Mój Szymon ma już trzy i pół roku. Teraz dostrzegam zmianę, chociaż zdaję sobie sprawę, że kiedyś (pamiętam to, jak przez mgłę ;) ) było inaczej. Dzieciaki szybko dorastają. Chyba za szybko. A potem właśnie ma się w domu trzy, cztery, wreszcie pięcioi - raz-dwa osiemnastolatka. Czas strasznie leci.
OdpowiedzUsuńno mój młody ma 10 miesięcy i własnie jestem na etapie wyczekiwania aż osiągnie 7 lat, i wyślę go na obóz dwutygodniowy by mieć święty spokój :D urlop :D hihi.
OdpowiedzUsuńale to pewnie tylko teoria..
bardzo fajnie napisane :)
OdpowiedzUsuńmoja ma już prawie 5,5 - dlatego sprawiłam sobie drugą ;) właśnie skończyła pół roku ta druga.
OdpowiedzUsuńprzy starszej, macierzyński 16 tygodni i do pracy,
teraz przede mną wychowawczy.
są dobre i złe tego strony. ale nie mam innego wyjścia, więc wszelkie dylematy poza mną, może i dobrze :)
a najlepszą stroną sytuacji jest to, że napawam się każdą chwilą... obserwuję, dotykam, bawię się, podkładam zabawki, patrzę jak próbuje robić różne rzeczy...
"Kocham cię najbardziej na świecie, mamusiu" - mówiła zaledwie "wczoraj".
OdpowiedzUsuń"Dziś" w drzwiach stanął obcy, przystojny facet w garniturze i porwał ją na bal.
A ja? Zostałam w domu, na kanapie. I nie wiem zupełnie kiedy i jak to się stało.
ja jeszcze nie tęsknię żeby była duża :) nieprzespane noce, ząbkowanie etc. bardziej lub mniej - jakoś dajemy radę. Pięknie oddaje ten temat też piosenka Ani Dąbrowskiej http://youtu.be/EHBELZo6d34
OdpowiedzUsuń