Dziś we wstępie jedno z moich ulubionych zdań. Uwaga!
Do naszego grona dołączyła Aleksandra Michalak, znana szerokiej publiczności jako Matka Sanepid, która właśnie tutaj postanowiła naświetlić czytelnikom, jak to się wszystko zaczęło.
Tym, co wiedzą - przypominamy, a tych, co nie wiedzą - informujemy: Ola wydała niedawno swoją pierwszą książkę. Zainteresowanych odsyłamy do dobrych księgarni oraz na strony Matras i Gildia.
A teraz... do czytania zapraszamy!
Moje dzieci pojawiły się na świecie, dlatego że zawiódł mnie instynkt. Samozachowawczy. Macierzyński mi się włączył nagle i bez uprzedzenia. Wstałam któregoś dnia rano i powiedziałam: „Chcę dziecko!”. I ani myśląc - zrobiłam. No dobra, nie sama. Z udziałem osób trzecich. Drugich. Konkretnie to z mężem. On to miał bardzo silny samozachowawczy! Wiedział, że jak mi się sprzeciwi, będzie piekło. I się zaczęło: dwie kreski, kolejne dwie kreski, kolejne dwie kreski, beta wysoka, beta jeszcze wyższa, zarodek na ekranie aparatury USG, poranne mdłości, senność, ciężkość, dwadzieścia sześć kilogramów na plusie, ból pleców, ból wątroby, żołądka, stóp. Poród też bolał – na szczęście był krótki. Niestosownie krótki do kolejnego etapu, czyli nieprzespanych nocy. Bo najpierw córka co trzy godziny jadła i robiła kupy. Potem po prostu budziła się, bo tak. I przychodziła do nas do łóżka. Teraz ma cztery lata i wciąż się budzi. O 22.00. O północy. O 5.30. Albo stoi nade mną w środku nocy i mówi: „mamo, zgubiłam majtki”. Niewyobrażalne jest dla mnie, jak można przez sen zgubić dół od piżamy. Trzeba być niezwykle zdolnym.
Córka była pierwszym dzieckiem w rodzinie od ponad ćwierćwiecza. Optymistyczna tendencja wracania pamięci wśród cioć powodowała, że gdy chodziłam z brzuchem, słyszałam: że to cudowne, że teraz moje życie nabierze rumieńców, że będę całować małe stópki, karmić pyzatą buzię i zakładać maleństwu różowe ubranka. I że pierwsze trzy miesiące są najtrudniejsze, bo człowiek jest zmęczony, a potem to już z górki.
Czekam na to „z górki” od lat czterech. I nie chodzi wcale o to, że gdy pierwsza córka miała dwa lata, urodziła się druga, ale że ona - czteroletnia pannica – wciąż nie odpuszcza. Jak przestała robić w pieluchy, to urosły jej „zęby dyskusyjne”. Na wszystko ma gotową odpowiedź, ciągle pyskuje, nie zgadza się z moim zdaniem, chce nosić sukienki na każdą okazję i wciąż w nocy nie śpi. I gubi majtki. No czemu mnie nikt nie ostrzegł? Przez złośliwość jakąś? „Ja przeżyłam ten horror, ty też musisz”? Ludzie, a gdzie solidarność macic, jajników i bóg wie czego jeszcze? Stópki małe mają już rozmiar dwadzieścia osiem, na widok różowych ubranek po czterech latach rzygam na metr, a pyzata buzia wtłacza w siebie tyle pokarmu, że pensji nie starcza. Czterdzieści osiem miesięcy minęło, w tym czasie zdołałam kredyt spłacić, a ta wciąż wymaga mojej uwagi. Owszem, w nocy także.
Zawiódł matkę instynkt samozachowawczy, oj bardzo. Ale teraz to niech się goni. Teraz matka mieć go nie może, bo ma dzieci, za którymi, mimo nieprzespanych od czterech lat nocy, rzuci się nawet w ogień.
ehh mój syn skończył właśnie 6 lat,córka zaraz 3. w ciąży z młodym zaczęłam cierpieć na bezsenność. od 6 lat nie przespałam całej nocy;)
OdpowiedzUsuńamen :)
OdpowiedzUsuńjak zawsze rewelka :)))
OdpowiedzUsuńAle dlaczego w Matrasie proponują Twoją książkę w promocyjnym zestawie z Jolą Rutowicz? Nie zaskarżysz ich?
OdpowiedzUsuńMnie nie powala.
OdpowiedzUsuńKocham Cię Matko! Mam tak samo :D
OdpowiedzUsuńNigdy nie miałam idealistycznego podejścia do macierzyństwa rodem z reklamy gerbera. Może dlatego nie czułam i nie czuję się oburzona, że nie śpię 8h jednym ciągiem, tylko z przerwami, że są kupy, marudzenie i góry prania. Takie życie. Podchodzę realistycznie do macierzyństwa i nie lubię takiego słodkiego pitupitania, jak również nie lubię kwękania na "bachory", bo są takie rujnujące matczyne zdrowie.
OdpowiedzUsuńMatko Sanepid, pokochalam Cie od pierwszego slowa, przeczytalam cale archiwum, zazrdoszcze tak lekkiego piora (klawiatury?). Mam w domu Mala Mi i jeszcze resztki instynktu samozachowawczego, bo choc raduje me serce widok malych stopek, zapach niemowlaka (bo Mala Mi jak narobi w pieluche to sama mowi ze jest fuuuuj) i te wszystkie slodkoczule zdjecia spiacych niemowlat, to na razie drugiemu dziecku mowie stanowcze NIE. I dzieki Tobie, wiem co jeszcze przede mna;)
OdpowiedzUsuńnie rozumiem przesłania tego bloga...
OdpowiedzUsuńmoże trzeba było kupić psa zamiast rodzić dzieci i tak narzekać?
nie przekonuje mnie nawet "żartobliwy" ton ...
Ja mam dwa psy a tego bloga ubóstwiam!
UsuńPozdrawiam serdecznie a jak się blog nie podoba to proszę na niego nie wchodzić :)
Każdy ma prawo narzekać Anonimie. Nie musisz również rozumieć bloga tak jak nie musisz rozumieć MS albo innych ludzi. Każdy człowiek jest inny więc nie da się kogoś rozumieć w 100%
UsuńCiebie nie przekonuje żartobliwy ton, a mnie tak. Sama mam dzieci i doskonale rozumiem Matkę Sanepid.
UsuńJestem pełną etatową mamą 2 synków( 3lata i 2lata) od prawie 4 lat i wiem dokładnie o czym mówisz.. Miłość dodaje sił i wytrzymałości, ale czasem mam zwyczajnie dość i chcę tylko wysłać dzieci i ich tatę na księżyc i mieć choć trochę spokoju i czasu tylko dla mnie, tylko dla mnie, dla mnie....
OdpowiedzUsuńMam tak samo :)) kocham moja K nad zycie..ale chce sie wreszcie wyspac!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńTwój blog jest super, jak kogoś nie interesi i nie ma ochoty czytać to niech nie krytykuje. Matka Sanepid opisuje to co poprostu wszystkie matki czują i przeżywają, nie wierzę w przeszczęśliwe mamy i nigdy nie narzekające! Przestańcie udawać bo nie macie odwagi się przyznać, że czasem jesteście poddenerwowane czy nawet wkurzone! Swoje dzieci się kocha ponad wszystko ale nikt nie ma nerwów ze stali a idelanych dzieci nie ma!!!!! Mi się żartobliwy ton MS bardzo podoba!!!!
OdpowiedzUsuńależ oczywiście - należy tylko chwalić - krytyka zabroniona!!!!
Usuńpod rygorem zabronienia czytania
Jedynie słuszne jest chwalenie - bo to przecież takie cudne i koniec
Ale co dokładnie krytykujesz?
UsuńDla mnie na przykład jest logiczne i tym się kieruję w życiu, że jak coś się mi nie podoba, to po prostu tam nie wchodzę. Szkoda mi czasu, gdy tyle ciekawych rzeczy/blogów wokół. Można krytykować... Tylko w tym przypadku co? Sposób pisania? Kwestia gustu? Sposób mówienia o własnych dzieciach? Przecież o własnych, osobistych a nie niczyich innych, więc w czym problem?
A co psa to można traktować gorzej? Oj,anonimie,anonimie..
OdpowiedzUsuńOla ,ja tam lubię twoje poczucie,lekkość klawiatury i pisz dziewczyno dalej, bylebyś się nie spsuła tymi pochwałami:)))
nie gorzej - tylko inaczej - nie widzisz różnicy? Oj doro, doro...
UsuńSłabo mi się zrobiło jak to przeczytałam, cofnij się Matko w czasie, zmień decyzję, nie miej dzieci, a potem przenieś się do przyszłości - za jakies 40 lat, jak już Twoich rodziców nie będzie i zostaniesz sama, samiuteńka i nawet te potwory Cię nie odwiedzą :( przykre, że są takie matki, które nie doceniają macierzyństwa, wiem, że czasem NAPRAWDĘ jest ciężko, ale czy te wszystkie chwile radości, których dostarczają nam dzieci nie wynagradzają nam naszych "nieprzespanych nocy"???
OdpowiedzUsuńPrzepraszam , co to znaczy docenić macierzyństwo? Mówić cały czas, że jest cudnie, nawet jeśli się nie spało kolejną noc a trzeba dnia następnego iść do pracy, potem zająć domem i dziećmi? Że się jest po prostu zmęczonym tym ciγągłym : mamo to, mamo tamto? To, że się ma czasami dość i pisze o tym, nie znaczy, że się nie cieszy z macierzyństwa, czy też nie docenia! Sama napisałaś: że czasami jest naprawdę ciężko i dlaczego o tym nie pisać? Czy naprawdę należy pokazywać tylko jedną stronę medalu? Dlaczego?
UsuńŚwietny tekst!!! Uwielbiam!
OdpowiedzUsuńJak dla mnie blog jest na 5+ ;) Nie mam jeszcze dzieci,ale czytając Twojego bloga to mimo nieprzespanych nocy i marudzenia wiecznego chciałabym mieć takie sprytne szkraby;)
OdpowiedzUsuńJak wyjaśniała Matka Sanepid w jakimś wywiadzie, blog powstał jako ujście negatywnych emocji, które nieuchronnie powstają przy wychowywaniu małych dzieci.
OdpowiedzUsuńMyślę, że takie ujście jest o niebo lepsze niż takie, które negatywnie odbijałoby się na dzieciach. A przy okazji blog przypomina mnie, za chwilę matce dwójki z kompletnie niedojrzałym OB, że nie jestem jedyną, co ma takie doświadczenia. Dzięki serdeczne za ten blog!
Moje też śpią ze mną... córka, synek, mąż i ją. jeszcze zwierząt pod łóżkiem brakuje.Gdy mówię by dwulatek spał u siebie słyszę " ale ją cię tak kocham, tak lubię mamo, ją chcę z tobą być" to jak tu być konsekwentnym. poza tym ją lubię być z nimi nawet w zbyt małym jak na tę hordę łóżku.
OdpowiedzUsuń