Dziś mamy dla Was notkę mietki, jednej z Autorek antologii, która pisze bloga http://mietla-pod-dywan.blog.pl. Mietka startuje w konkursie Blog Roku 2011, zagłosujcie na nią, jeśli jej pisanie przypadnie Wam do gustu. Tu też nie ma słodzenia!
Tydzień składający się z dwóch niedziel to nie jest to, co mietka-polka lubi najbardziej. Już jedna niedziela w tygodniu potrafi nadszarpnąć moje delikatne nerwy, a co dopiero dwie... Szczęśliwie ten świąteczny maraton już się kończy i wracamy do normalnego trybu. Czyli 5 dni w placówkach i 2 dni z rodzicami. Chociaż może gdyby w naszej rodzinie obowiązywała zasada "z rodzicami" a nie tylko z samą matką byłoby łatwiej. :)
Może jestem mało kreatywna, ale ja już po pierwszej niedzieli jestem kompletnie wyprztykana z pomysłów na to, co można robić z dziećmi w domu, bo nie bardzo da się z niego wyjść. Od piątku, który w tym tygodniu był sobotą ułożyliśmy już ze 20 różnych puzzli, budowaliśmy z klocków, oberzeliśmy kilka godzin bajek, skakaliśmy, tańczyliśmy, graliśmy w żabki, motylki, gotowaliśmy i czytaliśmy.
Mam ochotę sobie dać po żyłach... Chyba zatrudnię jakąś animatorkę na podwójne niedziele...
Oczywiście, że cieszy mnie czas spędzany z moimi dziećmi, ale heloł.. Niech on będzie mi podawany w jakichś rozsądnych dawkach. Mnie się jeszcze nie przestały ręce trząść po świętach, a tu znów kolejne... Uwielbiam moje dzieci, ale "mamapicie", "mamasiku", "mamabajkę", "mamagłodny/ajestem", powtarzane mi po tysiąckroć sprawia, że ukojenia zaczęłam szukać w neopersenie... I w sumie pomaga. Już samo to, że nie wrzeszczałam jak opętana na mojego pierworodnego, gdy 16 raz miał do mnie jakąś sprawę, a już dawno powinien spać, a ja byłam w trakcie "relaksowania się" przy desce do prasowania, sprawiło, że polubiłam to nieco wyciszone podejście do życia :) Chociaż mam wrażenie, że gdyby po tym neopersenie było jeszcze "forte", efekt byłby jeszcze badziej spektakularny i może nawet podałabym mu wodę z uśmiechem, a nie zgrzytając zębami, czując silną ochotę na wylanie mu jej na głowę? Nie wiem sama.. Może powinno tam być jednak forte..
A dzisia... Na razie mam za sobą jeden wydany posiłek, 2 obrane jabłka, kilka mamasików (co cieszy mnie przecież bo mała larwa porzuciła pampersy ostatecznie) i jak na zbawienie czekam na moją mamę...
Jak przeżyję to odezwę się wieczorem. :)
skoro twierdzisz, że działa to może i ja zaryzykuję - najlepiej od razu podwójną dawkę:D
OdpowiedzUsuńO, tak, wielokrotne powtarzanie "mama" potrafi wykończyć, coś o tym wiem. :-) Paradoksalnie to słodkie słowo, na które czekamy w ustach maleństwa w pewnym momencie (u mnie - trzylatek) może stać się chyba najbardziej irytującym. :-)
OdpowiedzUsuńMałe sprostowanie - trzylatek go teraz nadużywa, bo wypowiadał je znacznie wcześniej :-)
Usuń