28 stycznia 2011

A-kocica o karuzeli

Zapraszam do lektury notki jednej z uczestniczek projektu - nieprzewidywalnej w formie mistrzyni karkołomnej polszczyzny, autorki bloga a-kocica-papierosa.blog.pl. Trafne i świetnie napisane. Podobnie jak tekst, który znalazł się w antologii :-)

wsiadajcie madonny madonny

Miszcz iluzji zaatakował znowu dziś z rana.

Miszcz wie, iż jest wielce ryzykownym wyprowadzić swą labilną matkę z kruchej równowagi psychicznej, więc stosuje triki podprogowe.
I tak, tuż przed wyjściem z domu, już w ogródku, już z gąską w objęciach, wyciąga zazwyczaj jakiegoś królika z kapelusza.

Tadam!

Tym razem był to zeszyt z polskiego z uwagą, iż mam się zapoznać z poprzednią uwagą, iż syn posiadł pałę spowodowaną czwartym z kolei brakiem zadania z przedmiotu W ubiegłym tygodniu podobna, piętrowa konstrukcja tyczyła innych zagadnień. Też zapodał mi zeszyt o 7.45, co skwapliwie odnotowałam obok podpisu.

Tu rodzi się bolesne pytanie: DLACZEGOOO?

Dlaczego (leniwy, dobra, wiem) rodzic musi być nieustannym pogromcą dla swojego lwa (tu: dzieciątka)?
Dlaczego nie może zaufać?
Dlaczego lew (tu: dzieciątko) robi wszystko, żeby pogromcę przechytrzyć?
Strzela sobie w stopę (już zapowiedziałam, że jeśli natychmiast nie zatrze złego wrażenia, które na mnie wywarł oto, pojedzie na ferie, owszem, wysoko n.p.m., bo do babki swej na szóste w bloku), odmraża małżowinę, łże.
Bo przecież pytam: wrzuciłeś, Grzesiu, list do skrzynki?
A Grzesiu: tak, tak, wrzuciłem ciociu miła.

I dalejże dłubać w nosie, kręcić młynki na podłodze, wsadzać bratu palec w oko, lampić się w tivi.

Mnie się też nie chce.
Ooo, jak mi się nic nie chce, a wśród bezkresnego oceanu niczego najbardziej nie chce mi się kontrolować zadania domowego.
Nie mam siły. Mam w miejscu mózgu kogel-mogel.
Nogawki mam obwieszone rozstrojonym trzylatkiem, pali mi się na patelni, ponieważ symultanicznie muszę myć czyjeś łapy z czekolady - czuję zły dotyk na tapicerce. Chrzęści mi pod stopami kangus. Na balkonie wysypisko śmieci wabi sanepid - zbieram plastikowe butelki i makulaturę do szkoły.
Zawsze wieczorem, kiedy udaje mi się wyeksterminować towarzystwo do łóżek, odkrywam nagle, jak strasznie chce mi się pić! W ciągu dnia nie było okazji, bo już, już unosiłam szklankę do ust, gdy wtem...

Plątanina. Gąszcz. Wszędzie porozwieszane kije i marchewki.

Nic nie zrobią po dobroci. Nie ubiorą sweterka, nie wsiądą do samochodu, nie wyjdą z kałuży, nie wyniosą śmieci, nie pójdą po bułki.
Bez przerwy gra nerwów. Konkursy, zawody. Przeciąganie struny. Przeginanie pały.

Diabelski młyn, pałac strachów, beczka śmiechu.

---

Czasem tylko ta obłąkana karuzela zatrzymuje się na pół chwili...

Mamusiu, kocham cię.

iii... rusza z jazgotem od nowa.

1 komentarz: