Dziś zapraszamy Was do lektury refleksyjnego wpisu Jaskółki, mamy rocznego Kosmy, autorki bloga Matka jest tylko jedna. Napiszcie, jak to jest z Wami. Czujecie się samotne?
O samotności matek mówi się rzadko i niewiele. Bo przecież, jak masz dzieci, rodzinę, męża, to nie możesz być samotna.
- Wszystko się zaczyna i kończy wraz z porodem - przeczytałam na jakimś forum. - Bezdzietne koleżanki na początku jeszcze trochę się tobą interesują, a potem jedna po drugiej przestają rozumieć, że ty nie możesz wyjść wtedy, gdy chcesz, i nie pójdziesz z nimi potańczyć w środę i nie będziesz siedziała pół dnia przy fajkach i piwku, gadając o facetach.
I wtedy powoli orientujesz się, że niewiele interesuje cię, kogo ona poderwała, a jednocześnie nie wiesz, komu powiedzieć, że te tańsze pieluchy to nieopłacalne, a dzieciak Twój nie lubi marchewki.
I nagle twoja matka mówi ci, że ona nie rozumie, dlaczego ty się tak trzęsiesz nad dzieckiem, bo ona jakoś kilkoro dzieci wychowała i wszystko było dobrze i wcale nie skakała, tak jak ty teraz. Gluten? Ona o glutenie nie słyszała!
A potem siostra, ci powie, że w zasadzie, jej nie interesuje, jak bardzo jesteś zmęczona, zniechęcona i wypluta, bo przecież sama chciałaś dziecko, to teraz musisz to znosić.
A potem przyjdzie chłop Twój i powie, że on był w pracy i to on jest zmęczony, a ty to pewnie pół dnia przy laptopie spędziłaś.
O samotności matek mówi się niewiele.
Może dlatego, że jeszcze niedawno normalne było to, że cała wioska przejmowała pieczę nad dzieciakiem i matka w gronie innych matek tarła gacie nad rzeką, a dziecko z kluczem na szyi latało z innymi dzieciakami od wujka do babci, od babci do dziadka i ktoś zawsze przytulił, ktoś naprowadził, ktoś przypilnował. Napięcie jakoś się rozkładało. A i matka gębę do kogo miała otworzyć.
Dzisiaj za to o samotności matek mówi się niewiele.
Ale dzisiaj już nie można wypuścić dzieciaka z kluczem na szyi. Dziś już nie można dać pasem w dupę, żeby się słuchało. Dziś już nie można olać diety, olać szczepień, olać szkoły, olać wychowania, olać wszystkiego i pozwolić, żeby wychowywała je "ulica", czyli plemię.
Dziś może mamy mniej pracy fizycznej, nie pierzemy w rzece, zmywamy w zmywarkach, jeździmy samochodami, ale ciężar psychiczny, jaki spoczywa na każdej jednej matce, jest wielokrotnie wyższy, niż jeszcze kilkadziesiąt lat temu.
I do tego w naszym otoczeniu jest coraz mniej osób, z którymi można o tym porozmawiać.
Kiedyś dorwałam na ulicy jakąś dawną znajomą i ucieszona tym, że nie jest ona ani moim dzieckiem, ani moim chłopem, ani moimi rodzicami, na pytanie, co tam u mnie, wyparowałam z grubej rury:
- Mam dość bachora, dość moich starych, dość wszystkiego! Pierdolę tabelę żywienia! Powinnam dostać dyplom z żywienia niemowląt! I tak każdy ma to w dupie i po kryjomu mu chleb daje! Czasem wstaję rano i mam ochotę na odległość rzygać! I każdy dzień: on i ja, on i ja, on i ja. I ten pieprzony plan dnia, którego nawet zmienić nie mogę, bo niby na co? Mam dość! Wpadniesz na kawę?
I okrasiłam to przemiłym uśmiechem.
Znajoma bardzo szybko sobie poszła.
I w zasadzie nie ma komu powiedzieć, że dziecko cię czasem wkurza, piersią karmić nie lubisz, cierpliwość przy śniadaniu kończy się czasami za czwartym wypluciem kanapki, a kilka razy miałaś ochotę wymknąć się nad ranem z łóżka i wrócić dopiero wieczorem. Mówisz to do lustra.
- Cały dzień siedzę sama z dzieckiem - czytam znów na forum - w sumie moje dziecko jest jedyną osobą, do której się odzywam do późnego popołudnia. Koleżanki przestały dzwonić. Nie mam z nimi o czym rozmawiać. A jak mąż wróci z pracy, to zostaje mi tylko szybko zrobić te rzeczy, których przy małym zrobić nie mogłam i pora iść spać. I tak dzień w dzień. Miesiąc w miesiąc. W sumie nie mam z kim nawet o pogodzie pogadać, a co dopiero przedyskutować jakieś ważniejsze decyzje...
O samotności matek mówi się tak, jakby w ogóle jej nie było...
też tak się czuję ale nie mam czasu napisać więcej, pora spać. I tak cud, że udało się dzisiaj wyjść do kina po raz pierwszy od niepamietnych czasów - Drogówka, więc raczej dołująco ale było warto. jutro to odchoruję z niewyspania, na szczescie kochany maz zrobil na jutro obiad. Dobranoc :) Jeszcze będzie przepięknie jeszcze będzie wspaniale...
OdpowiedzUsuńhttp://www.youtube.com/watch?v=ktjMz7c3ke4
http://www.youtube.com/watch?v=sb2YOg_dkQM&feature=share
skąd ja to wszystko znam....
OdpowiedzUsuńna szczęście mam to juz za sobą ale ostra depresją to przypłaciłam. Pomogło pójście do pracy. Gdyby nie to, to nie wiem jak by się to wszystko skończyło.
Wirtualnie przytulam. Wiem o czym mówisz, Siostro...
OdpowiedzUsuńja moze jestem dziwna ale to lubie, kocham swojego synka i karmie go na zawołanie, piersi bolały jak cholera ale zaciskałam zeby i przeszło, do pracy mi nie predko i nawet załuje ze ten macierzynski taki krotki i tyle ciekawych momentów mnie ominie:( polubiłam ten "kierat" ....
OdpowiedzUsuń...ja już ma to za sobą, było ciężko, ale wciąż powtarzałam sobie, że to minie, bo dzieci mam tylko na chwilę i chcę cieszyć się nimi póki są...teraz są duże i rozczulają mnie maleństwa, pachnące i wgapione w matki - towarzyszki losu.. jak barometr wyczuwające jej stany emocjonalne.. co do samotności, to myślę, że na każdym etapie życia jesteśmy samotni i stąd można czerpać energię do życia, bo wszystko mija
OdpowiedzUsuńJoanna
Czułam to samo. Płakałam z bezsilności. Jeszcze miałam starcie z kolką 4 miesiące! Ja nie myślałam, że to kiedyś minie. Myślałam, że moje życie już zawsze tak będzie wyglądało. Ale wróciłam jakimś cudem do pracy i mimo iż teraz to już naprawdę nie mam na nic czasu to jednak kontakt z ludźmi dystansuje i pomaga. Nie martw się, mały podrośnie i będzie dużo łatwiej.
OdpowiedzUsuńo Boże, jakbym o sobie czytała, zwłaszcza z matką i siostrą :)) ściski
OdpowiedzUsuń..bolesna prawda....:(((
OdpowiedzUsuńpodobnie się czułam przy drugim dziecku, teraz przy trzecim żyję wolniej, niektóre rzeczy olewam jak nie są kwestią życia lub śmierci i staram się, zatracając siebie, odnaleźć tę lepszą cząstkę :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam bardzo serdecznie :)
Ja niedawno zaczęłam przygodę z macierzyństwem i... Powinnam zrobić kopiuj-wklej, ten post jest o mnie. Mam sikać ze szczęścia i się rozpływać nad nową rolą. Na nieśmiałe próby powiedzenia, ze mi trudno słyszę jedno - głupa, masz zdrowe piękne dziecko. No mam, doceniam, kocham, cieszę się, ale ja też tu jestem. Halo, nie zniknęłam!
OdpowiedzUsuńehh jakbym czytała o sobie...moje koleżanki - myślałam w pewnym momencie, że przyjaciółki, nie przyszły nawet zobaczyć mojego synka, kontakt się urwał kiedy byłam w ciąży.. została tylko jedna, najwierniejsza- ale sama ma dziecko nieco starsze od mojego, kiedy się spotykamy, temat rozmów to kupki, zupki i nic poza tym, jeśli wogóle przy małych łobuzach uda się porozmawiać...ehh życie-chciałaś-masz
OdpowiedzUsuńJak ja to dobrze znam... Wymaga się od nas byśmy były perfekcyjne w domu, w pracy, w roli żony, w roli matki, w roli kobiety. I co gorsza same sobie to wmawiamy i to egzekwujemy. A później depresje, nerwice i na końcu zostajemy strasznymi, sfrustrowanymi babami. Nie możemy narzekać. W każdym razie nie powinnyśmy. Dla naszych facetów stajemy się niebezpiecznie rozhisteryzowane więc zaczynają od nas uciekać, stoją z boku i patrzą jak się ze wszystkim same szamoczemy. Taki widok, że lepiej się nie narażać, nie podchodzić....
OdpowiedzUsuń