26 stycznia 2011

O czteroletniej Tosi i pierwszym śniegu

Antologia rozchodzi się powoli, na szczęście nie mamy do czynienia z nakładem, który może się wyczerpać, zatem nieustannie zapraszam, zachęcam i polecam :-)

Dziś z cyklu "notki niewykorzystane" - zapraszam do lektury opowiastki kg, jednej z uczestniczek projektu.

Pierwszy śnieg  

Tosia ma cztery i pół roku.

Pierwszy śnieg w tym roku podziałał na nią ekscytująco.
Dopóki nie wyszła z domu.

Nie mogła się doczekać, podskakiwała z radości, popędzała tatę i cały ranek snuła barwne opisy białego szaleństwa, któremu odda się bez reszty. A więc sanki - nie. W planach miała robienie śladów, rzucanie kulkami i lepienie bałwana.
Uparła się, że nie włoży rajtek pod spodnie i poszli.
Jej młodszy brat zażywał właśnie swej porannej drzemki, wykorzystałam więc jakże rzadką okazję i wyłożyłam się na sofie z kawą i lekturą.

Nie minęło wiele czasu, gdy z podwórka dobiegło znane mi skądinąd zawodzenie. Nieubłaganie przybierało na sile, by po chwili nabrać charakterystycznego pogłosu, jakiego nabierają dźwięki wydawane w naszej klatce schodowej.
Wiedziałam już, jaki widok mnie czeka. I faktycznie, po chwili w drzwiach pojawiła się czerwona, zasmarkana i zalana łzami Tosia.
- Bo ja mam mokre rękawiiiiiiickiii!!
Fakt, były wilgotne wewnątrz. Trochę.
No nic. Dałam jej nowe, obtarłam mokry dziób i wyprawiłam na dół, po czym wyłożyłam się na sofie, i nie minęło wiele czasu, gdy...

Jedyny w swoim rodzaju pełen frustracji bek dobiegł mych uszu.
Najwyraźniej śnieg, jako zjawisko zimne i mokre, przerósł moją córkę...
I tak oto, zamiast podziwiać czule zza firanki jej beztroskie brykanie, znów stanęłam oko w oko z zaryczanym stworem.
Tym razem przeszkadzały jej przemoczone końce nogawek od spodni.

Kapkę się wkurzyłam i nie darowałam sobie nieśmiertelnego "a nie mówiłam?", po czym zdarłam z niej mokre gacie, obtarłam zasmarkany dziób i kazałam zostać w domu.
Jakoś nie protestowała...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz