Autorką tego wpisu jest mama dwójki dzieci, która doświadczyła po porodzie poważnych problemów zdrowotnych. Gorąco namawia inne kobiety, by nie bagatelizowały niepokojących objawów, choćby wydawały się czymś normalnym, tak jak ciągłe uczucie zmęczenia. Przeczytajcie koniecznie i polećcie ten wpis koleżankom.
"Okazem zdrowia nigdy nie byłam. Ale w ciąży kwitłam. Dlatego z niedowierzaniem słuchałam stwierdzeń, że ciąża to obciążenie dla organizmu matki. Po porodzie przekonałam się jednak, że nadal trzeba bardzo dbać o swoje zdrowie. Bo właśnie wtedy potrafi szwankować.
Ciąża to czas, kiedy niektóre problemy zdrowotne mogą się wyciszyć. Ja, alergiczka, w stanie błogosławionym nie doświadczyłam nawet najmniejszego kataru, gdy wiosna zaczęła budzić się do życia, a drzewa pylić. Obawiałam się nawrotów astmy, ale zupełnie niesłusznie. Nie łapałam też infekcji i przeziębień. Zdrowo się odżywiałam, unikałam stresu, zwolniłam tempo. Czułam się dobrze, wręcz kwitnąco. Ciąża wyraźnie mi służyła. Kryzys zdrowotny odczułam kilka miesięcy po porodzie. Ciągłe uczucie zmęczenia (ale to wydawało się przecież normalne przy absorbującym niemowlaku…), wypadające włosy, uczucie zimna i zakładanie na siebie kolejnych warstw ubrań, gdy pozostali mieli na sobie tylko T-shirt… Okazało się, że cierpię na niedoczynność tarczycy i chorobę autoimmunologiczną Hashimoto. Ta choroba często rozwija się przy okazji ważnych dla organizmu momentów, a takim jest właśnie ciąża. Dotyka coraz więcej kobiet. Dlatego zachęcam inne matki, aby co jakiś czas sprawdzały stan swojej tarczycy. Rozpoznanie symptomów nie zawsze jest łatwe – to naturalne, że np. możemy czuć się zmęczone, bo opieka i wychowywanie są dużym wysiłkiem. Dolegliwości wiążemy wówczas z nową sytuacją i macierzyństwem. I faktycznie na tym może się skończyć, ale może mieć to związek z problemem typu nadczynność czy niedoczynność tarczycy.
W moim przypadku jeszcze jedną znaczącą „pamiątką” po pierwszej ciąży okazały się kamienie w pęcherzyku żółciowym. „Pamiątką”, bo właśnie w ciąży takie rzeczy lubią się dziać. Jeśli mamy skłonność do tworzenia się kamieni, to sprzyjającym momentem może być właśnie te szczególne dziewięć miesięcy. Może, ale oczywiście nie musi. Nie jest moją intencją straszyć inne mamy ani przekonywać, że jak ciąża, to zdrowie w rozsypce. Nic z tych rzeczy! Ale chcę wyczulić na tę kwestię, ponieważ w natłoku spraw i obowiązków potrafimy o sobie zapominać. A o zdrowie, dietę i wykonywanie badań kontrolnych warto zadbać nie tylko, gdy jesteśmy w stanie błogosławionym. Jeśli przed ciążą borykałyśmy się z jakimiś problemami zdrowotnymi i chorobami to na pewno warto to później też kontrolować. Jeśli wiemy, że mamy „predyspozycje” do jakichś schorzeń albo, gdy pojawiają się już na etapie ciąży (np. cukrzyca ciążowa), to z pewnością trzeba pozostać czujnym. Ważne jest też w tym wszystkim wsparcie najbliższych i świadomość, że ciąża, poród i połóg to wielka rzecz, dlatego potrzebna jest troska o zdrowie.
Chciałabym też podzielić się jeszcze jednym doświadczeniem. Niestety, dla mnie traumatycznym. Po drugiej ciąży nie odczułam żadnych problemów zdrowotnych, ale za to czekała na mnie inna „niespodzianka”. Jaka? Pozostałe w macicy resztki łożyska. Nie miałam klasycznych dolegliwości, które by na to wskazywały. Czasem pojawiały się bóle w podbrzuszu, chwilowe, ostre kłucia, ale byłam po cesarce więc można to było wiązać po prostu z operacją. Lekarz, który wykonywał USG popołogowe, wyraził jednak wątpliwość co do obrazu. Nie miał pewności, czy to faktycznie resztki łożyska - on, a także kilku innych lekarzy, którzy później, podczas regularnych kontroli, wykonywali badanie usg. Trochę to trwało, płynęły do mnie różne, sprzeczne ze sobą komunikaty. Przez długi czas żyłam w przekonaniu, że usg to jedyne co można zrobić, bo przyjmujący mnie lekarze tylko na tym badaniu bazowali. W końcu uzyskałam wiedzę na temat mojego stanu, a pomogło w tym badanie, które nazywa się SIS – sonohisterografia. Ostatecznie, trafiłam do szpitala, gdy moje dziecko miało już trzy miesiące. Nie chcę nawet myśleć, co by się mogło wydarzyć, gdybym w niewiedzy pozostawała dłużej. To był już właściwie ostatni moment. I chyba cud, że nie rozwinęła się u mnie sepsa. Ponieważ byłam świeżo po cesarskim cięciu, każda kolejna ingerencja chirurgiczna na macicy to duże ryzyko. Nie byłam poddana zabiegowi łyżeczkowania, tylko histeroskopii, która w tym wypadku na pewno była korzystniejszym rozwiązaniem i mniej inwazyjnym. Takie przypadki jak ten zdarzają się bardzo rzadko. No cóż… ktoś widać musiał wypełnić czarną statystykę i trafiło na mnie… Ale – gdyby w waszym kręgu pojawił się ktoś, kto nie daj Boże borykałby się z powikłaniami popołogowymi – to warto wiedzieć, że oprócz badania USG jest też badanie SIS, które może być niezwykle pomocne, gdy USG nie wystarcza, a oprócz zabiegu łyżeczkowania jest też histeroskopia."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz