Pages

Top-pages

MobileMenu

13 stycznia 2014

Do poczytania. Jeszcze trochę o Bożym Narodzeniu, bo to miłe

Dorota Gęsiorska (dorenka) jest artystką, twórczynia wyjątkowych, pełnych emocji obrazów. Prócz tego - również nauczycielką. Z powodzeniem bierze udział w organizacji różnych imprez, dba o wizerunek swojego miejsca na świecie - warszawskiej Pragi - bo ją rozumie i kocha. Wiele wysiłku wkłada w pokazanie ludziom piękna tej dzielnicy. Jest też mamą... sześciorga niezwykle udanych pociech! Drobna, eteryczna i ulotna - wygląda jak koleżanka własnej, najstarszej córki.
Dorenka ochoczo wzięła udział w projekcie Macierzyństwo bez lukru 3 i rozważała, czy powinniśmy dawać dzieciom to, czego sami nie mieliśmy. Na co dzień prowadzi blog Mama szóstki.


Najpierw dyskusja – sztuczna czy prawdziwa? O pachnącą lasem, przywołującą wspomnienia z dzieciństwa zawsze starał się mój ślubny. Za moją namową. Tym razem namowę zbył. Ciężko wzdychając rozpościerałam plastikowe gałęzie ściągniętego z szafy tandetnego drzewka. Z zaskoczeniem spostrzegłam, że drapało jak prawdziwe.

- A gdzie zapach choinki? – w głosie Najstarszej zabrzmiało rozczarowanie.
Gałązek nikt nie przyniósł, a na hasło, że może w takim razie starosłowiański snopek w kącie izby, kilka par oczu popatrzyło na mnie z niedowierzaniem.
- To ewentualnie w przyszłym roku – ktoś z małolatów rzucił nieśmiało.
Tegoroczną (no, już zeszłoroczną, ale wciąż ostatnią) choinkę ubierali ze mną najmłodsi.
- Tylko ostrożnie wyjmujcie bombki z tych małych pudełek!
Wyszłam na moment do kuchni, wracam, a tu podłoga srebrzy się i złoci. Wokół drzewka skorupy. Dwóch nieszczęśników próbuje się tłumaczyć.
- Bo on ścisnął!
- Ale on mnie popchnął!
Wysyłam broików po szczotkę i szufelkę, zamiatam, klnąc na czym świat stoi i złorzecząc, że w przyszłym roku snopek w kąt postawię albo inny wiecheć i obwieszę czymkolwiek. Resztę szkieł załatwimy odkurzaczem, ale dopiero na koniec, ponieważ delikatnych starych bombek jeszcze trochę zostało do powieszenia.
- A nie moglibyśmy wszystkich mieć nietłukących? – rzuca rozsądną myśl Dziewięciolatek.
- Nietłukące są bardzo wygodne, ale te stare to pamiątki.

Młodzi pamiętają. Co rok te same historie: malutkie – żółta i czerwona (po działalności Najmłodszych została już tylko ta druga) – to bombki z pierwszej choinki, którą ubierałam razem z mężem. Lampki z tej choinki w tym roku odmówiły współpracy. Co za zbieg okoliczności! Po ponad dwudziestu latach. Czerwona choinka to bombka, którą mój jedyny zdjął dla mnie z drzewka na Placu Zamkowym prawie ćwierć wieku temu. Osiem kul podpisanych – to pamiątki z fabryki bombek z Gniezna – na sześciu są imiona naszych dzieci, na jednej moje i tatyszóstki, a na ostatniej błyszczy nasze nazwisko. Te ostatnie dwie wieszam drżącymi rękami sama. Kłują w oczy dwa imiona razem.

- A dlaczego w ogóle wiesza się bombki? – pyta rezolutnie Sześciolatek.
- Szklana kula oznacza kruchość i marność ludzkiego życia – zaczynam nagle pod wpływem wykładu z historii sztuki holenderskiej oraz myśli ciężkich, które się od 2 miesięcy nagromadziły. – Ale… (reflektuję się nagle i grzebię w pamięci) bombki na choince, choć szklane i delikatne, są bardzo piękne i miały oznaczać dostatek i bogactwo w domu. Kiedyś, dawno temu, zamiast bombek wieszano jabłka, orzechy, pierniki i inne łakocie.
- A my też je powiesimy?
- Pierniki i inne łakocie – uśmiecham się na myśl o pachnących korzennie reniferach Najstarszej i cukrowych laseczkach przywiezionych z Francji.

To jak to w końcu jest z tą bombką? Krucha czy dostatnia? Marna czy bogata?
Na pewno tradycyjnie okrągła i błyszcząca. I odbijająca karykaturalne w proporcjach twarze. Co roku inne, bo przecież zawsze jedni odchodzą, drudzy przychodzą, dzieci rosną, dorosłym przybywa lat. Co roku któraś bombka spadnie i rozbije się w pył, jak kruche ludzkie życie. Albo związek. I raz na jakiś czas przybywają nowe – niektóre trwalsze – i stają się niemymi świadkami rodzinnych opowieści. Co roku moje myśli sięgają do wielu Wigilii wstecz, do dawno zapomnianych twarzy, które kiedyś widywałam odbite w bombkach, obok mojej dziecięcej buźki.

Nigdy nie miałam wątpliwości gdzie spędzę Wigilię – zawsze z rodziną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz